Archiwum wydarzeń

  • wydarzenia archiwalne

Archiwum wydarzeń

„Ludzie w ogniu” – czytanie performatywne

25.09.2013

„Ludzie w ogniu” – czytanie performatywne

25.09.2013

  • wydarzenia archiwalne
wydarzenia archiwalne  
Czytanie performatywne fragmentów relacji z Archiwum Historii Mówionej dotyczących losów mieszkańców stolicy w czasie Powstania Warszawskiego. Wspomnienia czytali znakomici młodzi aktorzy: Karolina Gorczyca, Rafał Fudalej, Maciej Zacharzewski, Marcin Zacharzewski, Antoni Paradowski, Julia Trembecka, Joanna Zubrycka, Karolina Michalik, a całość reżyseruje Katarzyna Michałkiewicz. Muzyka i wokal: Joanna Zubrycka Reżyseria światła: Łukasz Wojtas Realizacja światła: Filip Marszałek Gośćmi spotkania byli bohaterowie wspomnień. Fragmenty relacji biograficznych zamieszczonych w publikacji Mieszkańcy Warszawy w czasie Powstania 1944 w serii „Z Archiwum Historii Mówionej". Broszurę opracowaną przez Magdę Szymańską-Szwąder we współpracy z Jarosławem Pałką i Katarzyną Madoń-Mitzner wydały DSH i Ośrodek Karta. Świadkowie opowiadają o momencie wybuchu powstania, o nadziejach i euforii, które temu towarzyszyły oraz stopniowej utracie wiary w sens tego zrywu; o życiu w piwnicach, głodzie, śmierci bliskich i przyjaciół... Zginęło wówczas około 150 tysięcy cywilów: w masowych egzekucjach, zawalonych domach, pożarach. Setki tysięcy przeszły przez obozy w Pruszkowie i Ursusie, by następnie trafić na roboty przymusowe do Niemiec bądź do jednego z niemieckich obozów koncentracyjnych. Fragmenty relacji: Alina Kałczyńska-Rodziewicz (ur. 1933) Był przepiękny dzień. Cieplutko, słonecznie, ulica Freta była cała rozjaśniona. Na ulicy stał handlarz, z dużego wózka sprzedawał owoce i warzywa, m.in. renklody. One tak pachniały... W pewnym momencie zrobił się niesamowity ruch. Jakaś ogromna radość, głośne krzyki. Za chwilę z okien poszła muzyka. Przecież za okupacji nie wolno było mieć radioodbiorników! Ulica zmieniła się nie do poznania. To było coś niesamowitego. Wszyscy się całowali, biegali, nasłuchiwali, czego się tylko dało. Aleksandra Szulczewska (ur. 1936) Siedzieliśmy w piwnicach, było nas bardzo dużo, a jedzenia mało. Któregoś dnia gruchnęła wiadomość, że ktoś ma konserwy w słoikach. Wszyscy zaczęli się w to zaopatrywać. Okazało się później, że w tych słoikach był pies – bernardyn z naszej kamienicy. Krystyna Rasevi (ur. 1924) W piwnicy było pełno ludzi. Zachowywali się różnie: jedni się modlili, inni śpiewali, jeszcze inni kłócili… Mamusia wychodziła wieczorem, żeby przynieść trochę wody, kawałek chleba. Pamiętam ją: drobna i przerażona... Raz przyniosła ciuchy, bo paliła się jakaś fabryka. Ludzie brali, co się dało. Nikt nie pilnował sklepów, nie wydzielał produktów. Komu się udało, to wziął, komu nie, to nie. Hanna Niedzielska-Kępińska (ur. 1924) Wybuchł czołg. Słyszę potworny huk. Wstrząs i huk… W bramie był skład butelek z benzyną, to były nasze granaty. Wszystko wybuchło, brama się pali nieprawdopodobnym ogniem, piekielnym zupełnie. Jezus Maria, to naloty jakieś, bomby, co to jest?! Wydostaję się bocznym wyjściem przez mieszkanie na parterze. Wychodzę na ulicę, która jest grząska od ludzkich resztek. Ślizgam się. Podnoszę głowę, na balkonach szczątki ludzkie, ręce, nogi, ubrania… Co się dzieje? To jest zupełne piekło. Halina Cieszkowska (ur. 1921) Usłyszeliśmy alarm, a za chwilę pocisk uderzył w narożnik domu. Uczucie straszne, bo raptem kamienica zaczęła się chwiać jak podczas trzęsienia ziemi. Nie można było uchwycić się niczego, bo wszystko się kołysało, nie było nic stabilnego. Dom przechylił się i wszyscy upadliśmy na ziemię. Podjechaliśmy aż pod łazienkę, ze dwa metry. Zaczęłam się modlić: Zdrowaś Mario… To trwało sekundy, potem dom przechylił się w drugą stronę. Pomyślałam: za chwilę runą te wszystkie piętra, a my razem z nimi... Okropne uczucie bezsilności. Nigdy się tak nie bałam, jak wtedy. Okazało się, że dom się zachwiał w jedną stronę, potem w drugą i stanął. Pocisk nie wybuchł. Cecylia Kozieradzka (ur. 1925) Docieramy na Zieleniak, targowisko otoczone murem. Zanim przeszłam przez bramę, podszedł do mnie Ukrainiec i zrobił mi rewizję. Był pijany. Miał karabin z bagnetem. – Ręce do góry! Odchylił mi płaszcz i wsadził ręce w kieszenie mojego blezerka. Znalazł niklowy, składany pilniczek. Wszystkiego raptem 2,5 centymetra. Zezłościł się. Mówi do mnie: Ty bandyto! Widzę wszystko jakby w zwolnionym tempie: niski, zezowaty człowiek, bierze zamach, żeby pchnąć mnie bagnetem. W tej samej chwili czuję, jak ktoś łapie mnie za kark i wymierza kopniaka: Raus! Rzuciło mną tak, że uniknęłam bagnetu. Andrzej Ostrowski (ur. 1938) Żoliborz, koniec powstania. Kiedy nas wypędzali z piwnicy, rozpoczął się ostrzał od strony Dworca Gdańskiego. Przede mną szedł powstaniec, który chciał wyjść z cywilami. Ojciec ubrał go w cywilne ubranie. To był chłopak szesnasto- czy siedemnastoletni, bardzo młody. Dostał postrzał. Pamiętam dokładnie: lewa ręka przestrzelona, brzuch otwarty, prawa ręka urwana. Błagał, żeby go dobić... To był dla mnie największy szok, jaki przeżyłem w czasie wojny. Chłopak, którego znałem, który dla mnie był wzorem... Na zdjęciu: Warszawa, sierpień 1944. Fot. Sylwester Braun / MHW