Archiwum wydarzeń

  • wydarzenia archiwalne

Archiwum wydarzeń

Polska szkoła dokumentu – Czarna seria

11.12.2012

Polska szkoła dokumentu – Czarna seria

11.12.2012

  • wydarzenia archiwalne
wydarzenia archiwalne  
Trzecie spotkanie w autorskim cyklu red. Tadeusza Sobolewskiego. Tym razem zapraszamy na "czarną serię" polskiego dokumentu, czyli powstałe po 1956 roku, zaskakujące swym realizmem krótkometrażowe reportaże, które odsłaniały mroczne i niedostępne wcześniej kamerom zakamarki rzeczywistości. Przełom października 1956 roku oznaczał w Polsce koniec komunistycznego totalitaryzmu w jego najstraszliwszej formie. Zaczęły pękać i topnieć lody stalinowskiej zimy skuwające życie w kraju. Zelżały opresje, do władzy doszła – witana z nadzieją – ekipa Władysława Gomułki, z więzień zaczęli wychodzić więźniowie polityczni, uwolniono prymasa Stefana Wyszyńskiego, wznowiono wydawanie Tygodnika Powszechnego, reaktywowano ZHP, a marszałek Rokossowski wraz z innymi radzieckimi oficerami z Ludowego Wojska Polskiego wyjechał do Moskwy. Mocno stopniała zapora lodowa cenzury. Prasa i radio zaczęły przedstawiać taki obraz świata, który oddalał się od propagandowej fikcji i przybliżał do rzeczywistości. Na półkach pojawiały się książki dotąd niedostępne – tłumaczenia z literatury światowej i utwory współczesnych polskich autorów. Socrealizm w wersji „wczesne lata pięćdziesiąte” odchodził do historii. W tle słychać było jazz, na ekranach kin pojawiły się zachodnie filmy fabularne i polskie dokumenty, jakich przedtem nie oglądano. Tworzyli je w przeważającej większości młodzi absolwenci szkół filmowych: moskiewskiego WGiKu – Jerzy Hoffman, Edward Skórzewski i Jerzy Ziarnik, oraz łódzkiej PWSF – Kazimierz Karabasz, Władysław Ślesicki, Bohdan Kosiński i Włodzimierz Borowik, którzy wkrótce stali się czołówką dokumentalistów warszawskiej Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Zafascynowani włoskim neorealizmem i obrzydzeni fałszem socrealistycznego kina śmiało wykorzystali szansę, jaką otworzyła przed nimi październikowa odwilż. Tematem swoich filmów uczynili zjawiska negatywne i powszechne, lecz do niedawna niecenzuralne, jak chuligaństwo, prostytucja i alkoholizm. Ich kamery zaglądały poza fasady odbudowanych gmachów, eksponowanych w filmach propagandowych, by pokazać, że ludzie wciąż mieszkają w na wpół zrujnowanych domach, jakby wojna dopiero co się skończyła. „Czarne filmy” – jak nazwał je na łamach Po prostu Aleksander Jackiewicz – opisywały „świat nie przedstawiony” bez odcieni, wyraźną kreską oddzielając dobre od złego, przedstawiając dowody na słuszność stawianych diagnoz. Ważniejszy od reżyserskiej finezji i pogłębionego opisu okazał się jednak sam akt odważnego i pełnego entuzjazmu odkłamywania filmowego wizerunku rzeczywistości. Nie znaczy to jednak, że twórcy tych filmów nie próbowali szukać nowych rozwiązań formalnych – na miarę swoich umiejętności i dostępnych możliwości technicznych. W programie:
  • Uwaga chuligani (12’, 1955), reż. Jerzy Hoffman i Edward Skórzewski
Film otwierający „czarną serię” zrealizowało dwóch studentów moskiewskiego WGiKu, Jerzy Hoffman i Edward Skórzewski. Później jeszcze przez wiele lat kręcili wspólnie filmy dokumentalne i fabularne. Uwaga chuligani! ma formę plakatu dokumentalnego ostrzegającego przed obojętnością wobec bandyckich zachowań chuligańskich grup i ich zgubnym wpływem na młodzież napływającą do miast. Jak na czas powstania – rok 1955 – film bardzo śmiało porusza temat nieobecny dotąd na ekranie, choć opisywany w reportażach Jerzego Kapuścińskiego czy Lovella. W formie jest to dokument całkowicie inscenizowany, nakręcony z udziałem statystów i młodych aktorów (w roli Janka, chłopca wpadającego w złe towarzystwo, wystąpił Roman Wilhelmi), zdecydowanie sięgający do repertuaru chwytów kina fabularnego. Siłą filmu była dynamiczna narracja obfitująca w dramatyczne wydarzenia. Gęsty, pełen różnorodnych chwytów montaż (np. długie przenikanie ujęcia twarzy matki z ujęciem morderców jej syna, czy szybkie zestawienie krótkich fragmentów z poprzednich scen w sekwencji kolejowej na końcu filmu) nadawał filmowi szaleńcze, jak na ówczesne czasy, tempo. Znać tutaj inspiracje płynące z radzieckiej szkoły dokumentu montażowego. Filmowcy zrekonstruowali tu typowe scenki z ówczesnej Warszawy: zabawy i hulanki w knajpach zwyczajowo kończące się rozróbą, przepychające się tłumy przed kinami obstawionymi przez handlarzy biletami, napady wśród ruin, pijackie awantury, czy uliczne bitwy gangów. Jest to nieomal dosłownie film czarny – prawie wszystkie sceny rozgrywają się nocą. Obraz został uhonorowany Syrenką Warszawską, Nagrodą Polskiej Krytyki Filmowej za rok 1955.
  • Ludzie z pustego obszaru (15’, 57’), reż. Kazimierz Karabasz, Władysław Ślesicki
Ludzie z pustego obszaru nie mają w sobie nic z kroniki kryminalnej, listu gończego, czy ostrzegawczego plakatu. Bohaterowie tego filmu, młodzież z warszawskiej Pragi, pokazani zostali z sympatią i uwagą. Wyraźnie zaznacza to komentarz do filmu, unikający definitywnych ocen, za to stawiający pytania i cytujący wypowiedzi bohaterów filmu. Na początku pojawia się napis: „Film ten jest opowiadaniem o pewnej, poznanej przez nas grupie młodzieży. Ludzie których pokazujemy, są podobni do bardzo wielu swoich rówieśników. Jest to jak gdyby synteza naszych obserwacji. Zamiarem filmu jest zasygnalizowanie problemu, którego korzenie tkwią głęboko w życiu społeczeństwa. Realizatorzy”. Karabasz i Ślesicki podjęli w tym filmie próbę odejścia od inscenizowania poszczególnych scen w stronę obserwowania zdarzeń, a przede wszystkim zachowań, nastrojów i stanów swoich bohaterów. Już pierwsze ujęcia filmu, kręcone na ulicy, przez szybę samochodu, tchną autentyzmem, którego pozbawione są sytuacje inscenizowane z innych filmów serii. Powstał najbardziej niejednoznaczny w ocenie bohaterów obraz „czarnej serii”. Bohaterami filmu są młodzi mieszkańcy warszawskiej Pragi, których Karabasz i Ślesicki poznali podczas realizacji Gdzie diabeł mówi dobranoc. Wiele lat po powstaniu tego dokumentu do Wytwórni Filmów Dokumentalnych zgłosili się jego bohaterowie. Dawne włóczęgi z praskich zaułków wyrosły na ustatkowanych mieszczan, nierzadko całkiem dobrze sytuowanych. Chcieli, już jako dojrzali ludzie, zobaczyć siebie sprzed lat. Dowodzi to poniekąd, że zachowali dobre wspomnienie o filmie, który uchwycił i przechował jakąś prawdę o nich. Ludzie z pustego obszaru ex aequo z Warszawą 1956 Brzozowskiego i Bossaka oraz Domem starych kobiet Jana Łomnickiego otrzymali nagrodę na I Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Warszawie w kwietniu 1958 roku. Pewnym nawiązaniem do Ludzi z pustego obszaru okazał się po latach głośny dokument Grzegorza Packa Jestem zły (2000) oparty w znacznej mierze na zdjęciach wideo nakręconych, za namową reżysera, przez kilku- i kilkunastoletnich mieszkańców warszawskiej Pragi.
  • Wielki wiec (dodatek nadzwyczajny PKF, 9’, 1956)
Historyczny reportaż z manifestacji na Placu Defilad w Warszawie w dniu 24 października 1956 roku, gdzie do ponad czterystu tysięcy zebranych przemawiał nowy I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka. Ujęcia z tego wydania specjalnego PKF są cytowane w filmach dokumentalnych opowiadających o entuzjazmie i nadziejach Polaków, jaki wiązali z objęciem władzy przez Gomułkę. Nie jest to typowe wydanie kroniki. Cały film dotyczy jednego, tytułowego wydarzenia, a wypełniają go fragmenty przemówienia Gomułki i ujęcia ogromnego tłumu wypełniającego plac przy Pałacu Kultury. Na początku widzimy tłum maszerujący ulicami. Kamera zwraca uwagę na unoszącą się ponad głowami idących czarną trumnę z napisem „Natolin” i tabliczką „Zginął śmiercią tragiczną”. Mianem „natolińczyków” określano antyreformatorski partyjny beton, przeciwny wyborowi Gomułki na szefa partii. Kamera pokazuje jak nowy I sekretarz ubrany w szykowny wełniany płaszcz przechodzi sprężystym krokiem pośród tłumu kierując się w stronę trybuny. Tam przemówienie Gomułki zapowiada I sekretarz Komitetu Warszawskiego Stanisław Staszewski, organizator wiecu. Z przemówienia towarzysza Wiesława wybrano przede wszystkim fragmenty mówiące o trwałym i nierozerwalnym sojuszu między PRL i ZSRR (wybór Gomułki na szefa partii nie był po myśli Chruszczowa, ówczesnego przywódcy ZSRR, zaniepokojonego wydarzeniami w Polsce i gotowego „wspomóc” bratni kraj zbrojną interwencją w razie, gdyby wolnościowe zapędy Polaków poszły za daleko). Jednak najczęściej cytowany fragment tej kroniki dotyczy wypowiedzi Gomułki o błędach i wypaczeniach rządów poprzedniej dekady („W ciągu ubiegłych lat nagromadziło się w życiu Polski wiele zła, wiele nieprawości i bolesnych rozczarowań. Idee socjalizmu przeniknięte duchem wolności człowieka i obywatela w praktyce ulegały głębokim wypaczeniom. Słowa nie znajdowały pokrycia w rzeczywistości. Ciężki trud klasy robotniczej i całego narodu nie dawał nam oczekiwanych owoców. Wierzę towarzysze i obywatele głęboko, że te lata minęły bezpowrotnie”.). Zbierający się na placu tłum filmowano z pięter Pałacu Kultury z kamer ustawionych tuż przy trybunie i na środku placu. Aparaty filmowe PKF-u rejestrowały ujęcia ludzi wspinających się na pomnik Mickiewicza przed Pałacem Kultury, obwieszone ludzkimi sylwetkami latarnie uliczne. Istotnym novum był sposób filmowania nowego I sekretarza. Kamera nie patrzy na niego z dołu, z punktu widzenia tłumu, jak jeszcze niedawno spoglądała na Bieruta, ale z tego samego poziomu na jakim znajduje się przemawiający. W ujęciach pokazujących trybunę z oddali (kamera znajdowała się na specjalnej wieży ustawionej na placu w środku tłumu) widzimy dwie kamery zaopatrzone w dźwiękoszczelne obudowy i ustawione na kilkumetrowych statywach. Stoją tuż przy trybunie, na którą skierowane jest światło filmowego reflektora. Nie wszystko co miało miejsce na wiecu zostało pokazane w filmie. Nie ma w nim transparentów z hasłami wyrażającymi poparcie Polaków dla walki Węgrów (23 października wybuchło na Węgrzech powstanie stłumione przez zbrojną interwencję armii radzieckiej), nie słychać też jak tłum skanduje „Wyszyński, Wyszyński!” (prymas wciąż jeszcze był uwięziony). Film kończą ujęcia nakręcone ze szczytu Pałacu Kultury. Tłum topnieje, w tle słychać „Międzynarodówkę”. W pamięci pozostają groźnie brzmiące słowa Gomułki z końca przemówienia: „Dość wiecowania, dość manifestacji. Czas przejść do codziennej pracy!”
  • Sopot 57 (16’, 1957), reż. Jerzy Hoffman i Edward Skórzewski, STS58 (dok. 8’, 1959), reż.  Agnieszka Osiecka
Żywiołowy, radosny, pełen humoru reportaż z wakacji w Sopocie, który przedstawia zupełnie inny obraz popaździernikowej Polski niż ten ujawniony w „czarnych filmach”. Rozpoczynają go dynamiczne sceny nakręcone podczas II Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Jazzowej, jaki odbył się w Sopocie w dniach 14-21 lipca 1957 roku. Pierwsze ujęcia – na które nałożono wirujące napisy czołówki – pokazują uroczyste otwarcie festiwalu na Stadionie Lechii we Wrzeszczu. Nad maszerującym barwnie przebranym tłumem unoszą się transparenty „Sekstet Komedy”, „Dziękujemy za nowe instrumenty”, „Pionierzy jazzu na naszej ziemi”, „Hot Club Melomani”, „All Stars NRF”. Potem oglądamy fragmenty występów muzyków jazzowych w Hali Stoczni Gdańskiej. Jest wśród nich słynny klarnecista z Nowego Orleanu Albert Nichols i amerykański shouter Big Bill Ramsey. Podczas występu tego ostatniego entuzjazm publiczności osiąga apogeum – wirują nad głowami marynarki. Po tym dynamicznym wstępie czytający komentarz Jerzy Wasowski (kompozytor i reżyser znany wówczas przede wszystkim radiosłuchaczom, a już wkrótce miłośnikom telewizyjnego Kabaretu Starszych Panów) przenosi nas w uliczki słonecznego Sopotu. Chwilę potem kamera z ukrycia podpatruje urlopowiczów na plaży przed Grand Hotelem. Autorzy wyraźnie sugerują, że oglądamy zdjęcia nakręcone z ukrycia – na dowód pokazują nam kamerę i operatora  schowanych w plażowym koszu. Zasadniczo jednak Hoffman i Skórzewski tym razem unikają inscenizowania – ukryci w wakacyjnym tłumie łowią mikrozdarzenia, filmują gesty, miny, zabawne sytuacje, notują nastroje. Ze słonecznej plaży ich kamera przenosi się na sopocki deptak, do salonów piękności, na wybory Miss Polonia i dancing w Grand Hotelu. W sekwencji deszczowej podpatruje ludzi w kawiarniach, hotelach i domach wczasowych, gdy grają w szachy, bilard lub karty. Jest na zabawie tanecznej, gdzie gra zespół jazzowy. Skrzętnie zanotowane na taśmie filmowej sytuacje okrasza zza kadru humor pióra Stefanii Grodzieńskiej („Wszystko płynie – jak powiedział po grecku Heraklit z Efezu po spędzeniu urlopu w Sopocie”), według której scenariusza w tym samym roku Leonard Buczkowski nakręcił fabularny Deszczowy lipiec, bliski w tematyce i nastroju wakacyjnym scenom Sopotu 1957. Ostatnie ujęcia tego dokumentu: urlopowicze z walizeczkami opuszczają wakacyjne kwatery, stado mew krąży nad opustoszałym Grand Hotelem... „Lato, lato i po lecie” kończy film Jerzy Wasowski. Hoffman i Skórzewski powrócili do wakacyjnej tematyki kilka lat później realizując trzy krótkometrażowe dokumenty w Zakopanem. Do ich sopockiego filmu nawiązywały w tytule (np. Sopot '64) reportaże z kolejnych festiwali piosenki, jakie w latach 60. rejestrowali w tym mieście Jerzy Gruza, Grzegorz Lasota i Janusz Rzeszewski.
  • Rozbijemy zabawę (8’, 1957), reż. Roman Polański
Motyw młodzieżowej zabawy, rozbitej przez bandę chuliganów, bliski utworom „czarnej serii”, stał się głównym tematem słynnej dokumentalnej etiudy Polańskiego. Aby uzyskać autentyzm reakcji studentów występujących w filmie, reżyser sprowokował prawdziwą bijatykę. „Koledzy myśleli, że chcę po prostu pokazać w filmie, jak świetnie się bawią – wspominał Polański – tylko ekipa realizująca zdjęcia wiedziała, o co mi naprawdę chodzi. Skontaktowałem się z dobrze znaną bandą chuliganów, zaprosiłem ich, żeby przyszli i zrobili, co do nich należy. Mieli dyskretnie wmieszać się w tłum gości i stopniowo wkraczać do akcji”. Wydarzenia potoczyły się jednak szybciej niż zakładał reżyser i gdy bal zmienił się w bitwę przy szkolnej fontannie w kamerze skończyła się taśma. Nim operator założył nową rolkę było już po wszystkim. Polański nie zainscenizował bójki z chuliganami, jak to uczynili w swoim filmie Hoffman i Skórzewski, lecz sprowokował wydarzenia przed kamerą. Dzięki temu udało mu się uzyskać nieupozowany obraz autentycznych wydarzeń. Pozbawiona komentarza etiuda lepiej zniosła próbę czasu niż niejeden z obrazów „czarnej serii”. Ta czwarta szkolna produkcja Polańskiego o mało nie stała się jego ostatnią. Komisja dyscyplinarna bliska była decyzji usunięcia go z uczelni. Skończyło się jednak na ostrzeżeniu i naganie od dziekana. Film zapoczątkował współpracę Polańskiego z młodym muzykiem jazzowym Krzysztofem Komedą, który zrealizował oprawę muzyczną do kolejnych jego etiud, a potem kilku filmów fabularnych. Tekst i opisy filmów: Tadeusz Sobolewski