Relacje o mostach pontonowych i przeprawach przez Wisłę po wojnie
We wrześniu 1944, w czasie powstania warszawskiego, Niemcy wysadzili wszystkie stołeczne mosty. Po 17 stycznia 1945 kluczowe stało się – zarówno ze względów militarnych, jak i cywilnych – powtórne powiązanie brzegów Wisły. Pierwszy z mostów tymczasowych stanął tuż przed 20 stycznia, przy zniszczonym moście Poniatowskiego. Na przełomie stycznia i lutego powstał most wysokowodny na wysokości ulicy Karowej. Trzeci w kolejności był most pontonowy ustawiony na wysokości ulicy Ratuszowej – otwarty na początku marca, znacząco usprawnił poruszanie się pomiędzy prawo- i lewobrzeżną Warszawą. („Po pontonach na drugi brzeg”, w: Zdzierak Warszawski, DSH, 2022)

Most pontonowy w Warszawie, 1948, fot. NAC
Przeczytajcie relacje rozmówców i rozmówczyń Archiwum Historii Mówionej o mostach pontonowych w Warszawie i pierwszych przeprawach przez Wisłę po zakończeniu wojny. Pełne nagrania znajdziecie na stronie www.relacjebiograficzne.pl.
Izabella Drąg
Przeszliśmy przez most pontonowy od strony Pragi na drugą stronę Wisły. Kończy się ten most i wchodzimy w gruzy. Same gruzy. Czuć tylko swąd, widać tylko gruzy. Kominy sterczą, ściany sterczą. Trzeba szukać miejsca, gdzie nogę postawić. Taką w 1945 roku Warszawę oglądałam. Straszne to było wrażenie. Taka jeszcze… jakby ciepła od tych pożarów.
Zygmunt Aksienow
Wiatr i gwizdanie. Więcej nic nie było. Smutno, cicho… Trupy wszędzie jeszcze leżeli. Później, jak już przyszła wiosna, rozmarzło wszystko, to już takie ekipy chodzili i pierwsze to zbierali to, co na wierzchu jest. Później zaczęli pomału robić to, co na podwórkach było pochowane, na chodnikach. Bo na chodnikach też płyty zrywane były i trochę miejsca, to grób, grób, grób. To widzieli, że krzyżyk postawiony, takie patyczki. My w tej katedrze ojca też tak odszukali – katedra cała zrównana, tylko ten plac z tyłu, gdzie chowali tych żołnierzy, też był zrujnowany przez pociski i te trumny niektóre tam wystawały. I matka tam chodziła, poznała… bo wiedziała mniej więcej, w którym miejscu pochowany, i odnalazła tę trumnę.
Stryjek Janek i stryjek Stefan pomogli, wzięli to na furę, skombinowali konia, skądsiś jakiegoś furmana tam i pojechali my na Hożą. I tam brata wykopali my, i do trumny go drugiej wsadzili. I później stamtąd na Bródno my jechali. Ale to zrobili, ten pontoniak był. Mi się zdaje, my Karową zjeżdżali na dół. Tym ślimakiem my zjeżdżali na dół i na most pontonowy. Tam regulowszczik stał, Rosjanka, co chorągiewki miała, regulowała ruchem. A trumny były nakryte sztandarem od ojca. Matka wzięła ten sztandar, mówi: – To jest od ojca, z jego kompanii. – I my szli koło fury i te dwie trumny na wierzchu były. Ta Rosjanka jeszcze salutowała, jak zobaczyła, i przepuściła nas na pontoniak. My przyjechali na cmentarz, to tam ktoś powiedział: – Uważajcie, jak będziecie chować, bo tu też są miny. – My sami musieli i wykopać, i chować.
Zofia Kamińska
Mostów nie było. Był jeden most pontonowy, tu naprzeciwko Karowej, i wjeżdżało się w takie morze gruzów zupełne. Tylko były niektóre uliczki uprzątnięte, jeszcze takie stały drągi z napisem, że tam są miny, żeby nie wchodzić. I tą wąską ścieżką się jechało.
Do tego mostu czekało się strasznie długo na przejazd, bo to był wąski most pontonowy. Jak jechali z Pragi do Warszawy, to ci z Warszawy musieli stać i czekać, potem przepuszczali partię z Warszawy na Pragę, to ci czekali. Strasznie długo się czekało. I tą dorożką, bo nie było innej komunikacji. Były jakieś wojskowe samochody, ale przez ten most to raczej nie puszczali, bo to było takie na pontonach.
Ta Warszawa wyglądała w ten sposób: gdzie się zachował kawałek muru, kawałek bramy, były karteczki przyczepiane: „Żyjemy, jesteśmy tu i tu”. I przez ten most pontonowy szły takie tłumy ludzi, w te gruzy. Kobiety wiązały wtedy – na wsi to się nazywały zojdy – takie tłumoki na plecach, tutaj związane. A tam, co kto miał, to niósł. Kołdrę, jakieś ubrania czy coś. I to straszliwy taki tłum szedł przez ten most w te gruzy. Wszyscy się zastanawiali, gdzie będą mieszkać. Pamiętam taki dom na ulicy Wileńskiej, który został powalony bombą, a na którymś piętrze zachował się stół, dwa krzesła, tak odkryte. I tutaj wszystko rąbnęło, a tam na tym piętrze wisiał kawałek sufitu, kawałek podłogi i stał ten stolik i dwa krzesła. Taki niezapomniany widok.
Janina Gruszczyńska-Jasiak
Początkowo było bardzo trudno się w ogóle dostać do Warszawy. Jak pan patrzył z Pragi, to nie było ani jednego światełka po stronie warszawskiej, nic! Potem był most pontonowy, Rosjanie przepuszczali godzinę w tą stronę i godzinę w drugą. Więc tutaj zawsze, po każdej stronie, zbierała się kupa ludzi, zbierały się wozy zaprzężone w konie i samochody. I teraz, jak już można było jechać, to wszyscy ludzie pędzili jak najszybciej, każdy jak najdalej, bo jak jechały konie, to się płoszyły. Ten most się szybko zanurzał w wodzie, więc konie tym bardziej się płoszyły, bo zalewało nogi. Nam też. Kiedyś z Baśką żeśmy leciały, to koń ją ugryzł w ramię. Dobrze, że miała grubą kurtkę, to tylko takie ślady zębów miała tu na ramieniu.
Janusz Karpiński
O tym transporcie na Pragę mówiliśmy. Statkami, pamiętam, sam jeździłem, jak było ciepło. To sobie jakoś wchodziłem, nikt tam mnie nie ganiał. Nas tam dużo, takich dzieciaków, przychodziło, dokąd te statki pływały. Później był ten most pontonowy; nie wiem, czy później, czy jednocześnie, ale to był na wysokości jak ten zjazd jest, to zaraz tam koło komisariatu wodnego wypada. To czekali ludzie z tej strony, jak tamci szli, bo to jednokierunkowy był ruch. Niechętnie furmanki puszczali, jak sobie przypominam, furmanki były puszczane wyjątkowo, jak lżejsze jakieś. I takim truchtem konie jechały, to się bujało, więc jakieś cięższe wozy, to w ogóle… I z tamtej strony biegiem to wszystko pierwsze leciało. I później wolniej, po jakimś czasie przerwa, aż się most oczyścił; i z Warszawy na Pragę. Tak jak my wtedy dzieciaki byliśmy, to też biegaliśmy, bez potrzeby, tylko tak sobie na drugą stronę po tym moście.
Była już komunikacja – statki. Saperzy przerwę robili, dziurę w moście: jak się szykował statek do przepłynięcia, przerwę robili z przechodzeniem ludzi, rozłączali kilka pontonów. Mieli ciężką robotę. Łódkami też starsze chłopaki przewozili. Mój starszy brat cioteczny też łódką przewoził na drugą stronę Wisły.
***
BUDUJEMY NOWY DOM
W związku z przypadającymi na 2025 rok obchodami 80. rocznicy rozpoczęcia odbudowy stolicy zespół DSH przygotował program nawiązujący do tamtych doświadczeń i uwzględniający zarówno świadectwa źródłowe, jak i ustalenia merytoryczne dotyczące odbudowy Warszawy, które trafiły do przestrzeni publicznej w ostatnich kilkunastu latach. Projekt wprowadza także do obiegu nieznane materiały audiowizualne, w tym świadectwa z Archiwum Historii Mówionej DSH. Koordynatorem merytorycznym programu DSH „Budujemy Nowy Dom” jest Piotr Jakubowski, zastępca dyrektorki DSH. W programie m.in. wystawa plenerowa „BUDUJEMY NOWY DOM. ODBUDOWA WARSZAWY W LATACH 1945-1952” (wrzesień–grudzień 2025), wystawa czasowa „WARSZAWA NA NOWO. FOTOGRAFIE REPORTERSKIE 1945–1949” (wrzesień 2025-luty 2026), premiery nowych edycji albumów „Budujemy Nowy Dom. Odbudowa Warszawy w latach 1945–1952” i „Warszawa na nowo. Fotografie reporterskie 1945–1949”, spacery miejskie z Jerzym S. Majewskim i Tomaszem Markiewiczem szlakiem najciekawszych, mniej znanych lokacji w stolicy związanych z odbudową miasta w cyklu „Budujemy Nowy Dom – historie nieznane”, a także cykl „Czwartkowe spotkania z odbudową Warszawy”, prezentowany od marca do grudnia 2025 w mediach społecznościowych DSH i Kulturalnej Warszawy.
Projekt DSH „Budujemy Nowy Dom” jest częścią zainicjowanego i finansowanego przez Miasto Stołeczne Warszawa programu kulturalnego z okazji 80. rocznicy rozpoczęcia odbudowy stolicy.
#budujemynowydom #80rocznicarozpoczeciaodbudowystolicy