Wspomnienia Tadeusza Lipszyca i Oskara Chomickiego

Cykl „Czwartki z odbudową Warszawy” to świetna okazja, by przybliżyć Wam historie naszych rozmówców z Archiwum Historii Mówionej. Swoimi wspomnieniami o pracy przy montażu domków fińskich i mieszkaniu w nich dzielą się Tadeusz Lipszyc i Oskar Chomicki.
Pełne nagrania znajdziecie na stronie www.relacjebiograficzne.pl

Tadeusz Lipszyc (1919-2018)

Po wybuchu wojny Tadeusz Lipszyc pracował w przedsiębiorstwie budowlanym. Zajmował się odbudową domów na warszawskim Kole, zniszczonych przez pierwsze niemieckie bombardowania. Większą część okupacji przeżył jednak w Ostrówku koło Radzymina, pracując w rodzinnym gospodarstwie rolnym. Do Warszawy wrócił w styczniu 1945.
Przyjechałem do Warszawy i wróciłem do pracy w Społecznym Przedsiębiorstwie Budowlanym – przydzielono mnie do grup rozbiórkowych i burzyłem fronty niektórych domów grożących runięciem. Już zaczęto robić także prace, można powiedzieć, pozytywne: zaczęto niektóre domy doprowadzać do stanu jakiego takiego użytku. A potem  i ja musiałem wziąć w nich bezpośredni udział, bo już ta akcja wyburzania frontów została skończona.
Najważniejsza budowa, w której miałem zaszczyt brać udział, to było montowanie domków fińskich. O tym, co to są domki fińskie, to chyba każdy stary warszawiak dobrze wie. Mianowicie w ramach odszkodowań za udział w wojnie po stronie niemieckiej Finlandia musiała między innymi zapłacić grzywnami – i taką, że przekazała stronie radzieckiej duże ilości drewnianych, niedużych domków z gotowych elementów, które można było zmontować w całość. Robiła się taka chałupka: dwie izby i kuchenka.
Takich domków parę pociągów przyszło do Warszawy. Akcja była trudna, bo zostaliśmy zawiadomieni o tym, że pociągi są już w drodze, dość późno. Trzeba było na gwałt znaleźć kolumnę samochodów, która to przewiezie, ludzi do przeładowania na stacjach kolejowych z pociągu do samochodu i wyznaczenia miejsc, na których te elementy mają być składowane. Każdy domek scalony w osobny pakiet, przewiązany sznurkami w kilka pomniejszych.

Fot. Osiedle domków fińskich na Górnym Ujazdowie. Warszawa, 1947-06/PAP

Dużych osiedli domków fińskich zbudowano w Warszawie dwa: jedno potem to były pierwsze w Warszawie domy dla studentów, domy akademickie dość daleko poza Warszawą, a drugie było właściwie w Śródmieściu – i te domki chyba tam jeszcze stoją. Tam zamieszkali po prostu cywile niezbędni do odbudowy Warszawy, inżynierowie, ale przy okazji załapało się paru wykładowców na wyższych uczelniach i tak dalej, bo przecież o mieszkania w Warszawie nie było trudno – znalezienie mieszkań było rozpaczliwie niemożliwe! Były, niewiele przesadzając, na wagę złota.
https://audiohistoria.pl/nagranie/1062-ahm_0893

Oskar Chomicki (1931-2018)

Na początku sierpnia 1944 rodzina Chomickich została wyprowadzona wraz z ludnością cywilną do Pruszkowa, skąd trafiła do gospodarstwa we wsi Łaźniki k. Łowicza. Jesienią 1945 Chomiccy powrócili do Warszawy.

Ojciec wrócił wcześniej i jak się okazało, nasze mieszkanie było niespalone. Nasza rodzina dalsza… udało jej się cały szereg rzeczy ocalić z tego mieszkania, między innymi to biurko, ten fotel. No już nie mówię o tych stolikach; tam są kredensy, których nie rozszabrowano. Oni ocalili to, gdzieś tam wymagazynowali.

Ojciec zaczął pracować w Biurze Odbudowy Stolicy. Nie mieszkaliśmy w swoim mieszkaniu, bo tam był kołchoz pięciorodzinny. Przytulili nas państwo Szulborscy, mój ojciec chrzestny. A potem dostaliśmy domek fiński na Wawelskiej, koło Niepodległości. Właśnie BOS rozdawał swoim pracownikom. I tam mieszkaliśmy aż do 1974 roku, czyli przez 20 lat prawie.

Gazu nie było, na węgiel wszystko, telefonu nie było, przez ściany wiał wiatr, bo to już [po latach] te deski się rozeschły. Ale mieliśmy ogródek, w którym można było hodować pomidory, rzodkiewkę. Świetne wiśnie miałem, czereśnie. Tak że ogródek był bardzo fajny.

Tu ciekawa historia: przed wojną tam było lotnisko; pole Mokotowskie w czasach, jak marszałek Piłsudski zmarł (tam było zresztą wystawione jego ciało) to było lotnisko. I były płyty, i te płyty, kamienie trzeba było wyciągać z ogródka, żeby móc cośkolwiek przekopać. Proszę sobie wyobrazić, że wykopałem bardzo piękny, szczerozłoty krzyżyk na łańcuszku. I ten krzyżyk dałem mojej żonie jako zaręczynowy. Z tym, że on był na tyle oryginalny, że z tyłu miał napisane „od” – i jakieś inicjały – „dla” bez inicjału. Czyli ktoś nie zdecydował się, komu to ma dać.

Fot. Osiedle podczas zimy. Widoczne dwie dziewczyny / NAC, autor: Stefan Rassalski, 1946

Na trzecim roku studiów zostałem zastępcą asystenta, potem młodszym asystentem. Żona była asystentką profesora Pieńkowskiego – starsza ode mnie, ale też fizyczka. Skończyła rok przede mną. Była jedyną atrakcyjną dziewczyną w tym całym gronie, więc musiałem, że tak powiem, szybko się zawinąć koło niej. No i tak się szybko zawinąłem, że w 1954 roku skończyłem studia, zrobiłem magisterium i dwa miesiące po tych studiach pobraliśmy się.

W domku fińskim na Wawelskiej była moja matka (ojciec zmarł, jak miałem 21 lat). No, pani sobie wyobraża: teściowa, jedynak, żona… Były czasami historie, ale potem matka twierdziła, że takiej synowej ona życzy każdemu. I w tych warunkach, gdzie nie było gazu, nie było ogrzewania, tylko był węgiel, elektryczność i cudem uzyskany telefon – urodził się nasz syn.

Miałem 600 zł pensji, żona 500 czy coś. To wszystko było niewystarczające, dlatego podjąłem się rozwożenia mleka – to dawało mi tysiąc złotych. Rozwoziłem je po tych domkach fińskich przez trzy lata. Musiałem wstawać o piątej rano. Miałem taki wózek drewniany na kółkach, ładowałem tam 100 litrów mleka i miałem łatwo, bo na jednym poziomie te domki wszystkie. Dawano mi napiwki. – Pan się tak męczy!… – Jeden facet mówi: – Panie, pańska twarz… Pan się nie nadaje do tego, kopnij pan ten wózek! – O Boże… Potem przeszedłem na nauczanie angielskiego, to dawało mi dodatkowy zysk. Z samej fizyki i fizyki medycznej – poza, oczywiście, prestiżem, karierą – to wielkich pieniędzy nie zarobiłem.

Kilka domków fińskich jeszcze się ostało. I ludzie strasznie walczą o to, żeby to było zachowane. Ja muszę powiedzieć, że nie mam żadnych sentymentów do tych domków, z wyjątkiem tego, że tam był ogródek i można było samodzielnie urzędować. To były dość prymitywne domki, a po 20 latach wiatr hulał tam przez cały domek, więc to w ogóle nie nadawało się do życia.

https://relacjebiograficzne.pl/audio/342-oskar-chomicki/4175

***

BUDUJEMY NOWY DOM
W związku z przypadającymi na 2025 rok obchodami 80. rocznicy rozpoczęcia odbudowy stolicy zespół DSH przygotował program nawiązujący do tamtych doświadczeń i uwzględniający zarówno świadectwa źródłowe, jak i ustalenia merytoryczne dotyczące odbudowy Warszawy, które trafiły do przestrzeni publicznej w ostatnich kilkunastu latach. Projekt wprowadza także do obiegu nieznane materiały audiowizualne, w tym świadectwa z Archiwum Historii Mówionej DSH. Koordynatorem merytorycznym programu DSH „Budujemy Nowy Dom” jest Piotr Jakubowski, zastępca dyrektorki DSH. W programie m.in. wystawa plenerowa „BUDUJEMY NOWY DOM. ODBUDOWA WARSZAWY W LATACH 1945-1952” (wrzesień–grudzień 2025), wystawa czasowa „WARSZAWA NA NOWO. FOTOGRAFIE REPORTERSKIE 1945–1949” (wrzesień 2025-luty 2026), premiery nowych edycji albumów „Budujemy Nowy Dom. Odbudowa Warszawy w latach 1945–1952” i „Warszawa na nowo. Fotografie reporterskie 1945–1949”, spacery miejskie z Jerzym S. Majewskim i Tomaszem Markiewiczem szlakiem najciekawszych, mniej znanych lokacji w stolicy związanych z odbudową miasta w cyklu „Budujemy Nowy Dom – historie nieznane”, a także cykl „Czwartkowe spotkania z odbudową Warszawy”, prezentowany od marca do grudnia 2025 w mediach społecznościowych DSH i Kulturalnej Warszawy.

 

Projekt DSH „Budujemy Nowy Dom” jest częścią zainicjowanego i finansowanego przez Miasto Stołeczne Warszawa programu kulturalnego z okazji 80. rocznicy rozpoczęcia odbudowy stolicy.

 

#budujemynowydom #80rocznicarozpoczeciaodbudowystolicy